Gniewnie stawiała krok za krokiem ledwo opanowując nadchodzący atak złości. Dosłownie kipiała ze wściekłości. Do tego stopnia, że nie była w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa – ona! Ta, która ma zawsze najwięcej do powiedzenia...
- Granger, do cholery!
Przystanęła na chwilę, nawet się nie odwracając. Nie potrafiła zaszczycić go najmniejszym spojrzeniem. Czuła, że spotkała się z niesłychaną niesprawiedliwością. Ona –najlepszy magomedyczny auror w Londynie – miała niańczyć przypadek beznadziejny? I to jeszcze tak beznadziejny?!
- Pospiesz się – wycedziła, słysząc spowolnione ruchy chłopaka wspieranego na kulach. Ubrania i jego rzeczy mogła przetransportować... Jego niestety nie. - Nie będę tu czekać do wieczora. Ruchy, Malfoy.
Jej głos brzmiał ostro. Właściwie tak sucho i wrogo, jak jeszcze nigdy dotąd. Ale skoro miała teraz nad nim przewagę... Uśmiechnęła się zjadliwie pod nosem – przecież mogła to wykorzystać. W końcu był zdany na nią i tylko na nią. Ten fakt nieco poprawił jej humor, bowiem nareszcie mogła się odgryźć za lata znoszonych upokorzeń i ubliżeń. I to w najbardziej wysublimowany sposób ze wszystkich.
- Czy ty uważasz, że tego chciałem? - naburmuszył się.
Dopiero wtedy się obejrzała na niego. Ledwo radził sobie z tymi kulami, jedną nogę miał unieruchomioną w gipsie. Nie wyglądał na zdrowego. Właściwie w tak fatalnym stanie jeszcze go nie widziała - poobijany, o szkarłatnie czerwonych policzkach i ciemnych sińcach pod oczami, sprawiał wrażenie żołnierza wracającego z pola bitwy.
Hermiona przegryzła wargę, a na sercu poczuła chwilowy ciężar. Może jednak była zbyt ostra? Może powinna trochę spuścić z tonu? W końcu to nie jego wina. To wina Harry'ego i jego przewrażliwionych decyzji. Westchnęła i po kilku sekundach ruszyła dalej przed siebie, jednak trochę wolniej.
- Nie wiem, czego chciałeś. Ale jedno jest pewne – rzuciła sucho, trochę z wahaniem – przez ciebie jestem ubezwłasnowolniona i uziemiona.
- Nie myśl, że twoje towarzystwo jest mi na rękę – wysyczał, zdobywając się na resztki dawnego, starego arystokraty, jakim był jeszcze w szkole. Zarozumiałego, zadufanego w sobie dzieciaka, któremu nikt nigdy nie odważył się zwrócić uwagi. - Wkurzająca, sfrustrowana, wystawiona przez rudzielca wariatka. W dodatku bezrobotna.
Jego słowa podziałały na nią jak kubeł zimnej wody. Gniew powrócił ze zdwojoną siłą, zmywając z niej resztki wyrzutów sumienia. W tej samej sekundzie w jej ręce znalazła się różdżka, by w kolejnej mogła ją wbić w blade, posiniaczone gardło chłopaka. Ktoś najwidoczniej próbował go dusić. Wokół szyi miał odbite plamy, ślady palców. To jednak odwróciło jej uwagę tylko na moment. Uniosła władczo różdżkę, a wzrokiem wyraziła tyle pogardy, na ile ją tylko było stać.
- Jesteś zdany na mnie – szepnęła. - Na nikogo innego. Nikt inny cię nie chce. Nikt nie chce się tobą zająć... Biednym, parszywym czarodziejem, który nagle stracił swoje zdolności... Nawet eliksiry na ciebie nie działają – rzekła, lustrując jego poturbowane ciało od stóp po czubek blond głowy. - Ciekawe czy zaklęć niewybaczalnych i innych klątw również nie poczujesz. Chcesz się przekonać? - rzuciła prowokująco, twardym i pewnym siebie tonem. Nie była tą samą Hermioną, co kiedyś. Tamta odeszła w zapomnienie. - Jeszcze jedno słowo na mój temat, a będziesz miał jedyną i ostatnią w swoim marnym życiu okazję, by się o tym przekonać.
Chwilę mierzyli się wzrokiem. Obojętne, zamglone spojrzenie lodowato-błękitnych oczu wydawało się wręcz błagalne wobec orzechowych, groźnie patrzących tęczówek dziewczyny. Oddech przyspieszył, serce galopowało w piersi, a w głowie szumiała krew. Oboje wydawali się być jednak zmęczeni do granic możliwości.
Brunetka cofnęła się o krok i schowała różdżkę za paskiem spodni. Przymknęła powieki, próbując się uspokoić.
Czuła w głębi duszy, że świeżo podjęte decyzje wywrócą jej życie do góry nogami. A to akurat było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła.
- Za następnym zakrętem stoi moje auto. Lepiej się pospiesz. Ne będę wiecznie na ciebie czekać– oznajmiła buńczucznie, ruszając dalej przed siebie.
Po kilku minutach oboje wyszli na słoneczne, tętniące własnym życiem ulice Londynu.
Kompletnie nieświadomi tego, co jeszcze ich czeka.
____________________________________________________________
Witajcie kochani!
Przedstawiam Wam dzisiaj prolog do mojej nowej historii, z którego jestem szczerze dumna i zadowolona. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba. Przynajmniej na tyle, by przeczytać kolejne rozdziały :).
+ Szukam bety i kogoś, kto byłby tak miły i zrobił mi jakiś skromny szablon!
Pozdrawiam i czekam na Wasze opinie :)
S.
Kochana,mam nadzieję,że nie porzucisz tego szybko ! Poza tym, wiesz że nie lubię oceniać prologów.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i życzę duużo weny ! ;*
Twoja stuletnia czytelniczka,
CsD.
Mam trochę w zapasie, więc miejmy nadzieję hihi kckc
UsuńPo przeczytaniu prologu chce więcej ☺czuję że to będzie świetna historia. Życzę weny i czekam na kolejne rozdziały ☺
OdpowiedzUsuń