miesiąc wcześniej
Żarówka lewitująca tuż pod sufitem niebezpiecznie zamigała, jak gdyby za chwilę miała zgasnąć zatapiając całe pomieszczenie w ciemnościach. Jeszcze zanim się przepaliła mrugnęła bielutkim snopem światła rażąc mu oczy. Jakaś część jego umysłu podpowiadała, by zakrył twarz dłońmi.
Jednak ciało było zbyt zmęczone i wycieńczone, żeby wykonać chociażby najmniejszy ruch.
Czuł się, jak w najgorszym z możliwych koszmarów – koszmarów, w których i tak na końcu wszyscy giną. Zupełnie jakby cofnął się w czasie do lat szkolnych, kiedy to jeszcze świat terroryzował Lord Voldemort i Śmierciożercy.
Na samą myśl o tym lewe przedramię zapiekło go delikatnie zaznaczając, że Mroczny Znak nadal tam widniał, choć on sam przecież nigdy tak naprawdę nie był Śmierciożercą. A przynajmniej nigdy się za niego nie uważał.
Głowa opadła mu na bezwładnie na prawy bok, a włosy przysłoniły czoło. Niegdyś jaśniutkie, wręcz platynowe kosmyki zaczesane gładko, elegancko do tyłu. Teraz ubrudzone krwią, błotem i potem tworzyły swoisty nieład, kompletnie nie przypominając odnoszącego sukcesy, bożyszcza Malfoya. Malfoya z pierwszych stron gazet, którym do niedawna niewątpliwie był. Sława, pieniądze, nagrody, licznie wyróżnienia. Wszyscy zdążyli już zapomnieć o czarnej przeszłości nie tylko jego, ale całego rodu Malfoyów.
Jedno tylko dręczyło go, wypalając niemalże dziurę w umyśle. Kiedy to było? Ile czasu minęło odkąd się tutaj znalazł?
Liczył w głowie.
Jeden. Dwa. Piętnaście. Sześćdziesiąt pięć. Dziewięćset dwadzieścia jeden. Tysiąc czterysta czterdzieści osiem.
Ale mimo to nie potrafił ocenić ile tak naprawdę czasu minęło. Czy ktoś w ogóle zauważył, że zniknął? Czy ktokolwiek próbuje go znaleźć?
Zmusił się do uchylenia powiek i choć lewa była spuchnięta na tyle, że w ogóle nie mógł jej kontrolować, próbował ocenić – po raz tysięczny – sytuację w której się znalazł.
Niewielkie pomieszczenie z równie niewielkim okienkiem w kratach tuż przy niskim suficie, od zewnętrznej strony zabite było dechami. Ściany obdrapane, ubrudzone czasem. Tak samo jak zimna, goła podłoga. I choć teraz spowite było egipskimi ciemnościami, Draco zdążył się wyuczyć tego miejsca na pamięć. Dokładnie tak samo, jak zapachu stęchlizny i fekaliów unoszącęgo się w powietrzu, który tylko na początku ranił mu nozdrza. Teraz nawet oczy przestały mu łzawić.
Odtwarzał w głowie to, co się wydarzyło z precyzją, na jaką tylko było stać zakamarki jego naruszonej pamięci. Zdawać by się mogło, że z każdą chwilą tracił kolejny wątek. To tylko potęgowało uczucie, którego nawet nie potrafił nazwać.
Obłęd? Być może.
Był na imprezie charytatywnej, organizowanej na cześć dwudziestolecia oddziału, na którym pracował od nieco ponad trzech lat jako jeden z magomedyków. Za zebrane pieniądze planowano zakupić najnowsze sprzęty magomedyczne, ułatwiające trafne stawianie diagnoz, a co za tym idzie – szybsze leczenie. Wszystko było dobrze. Licytował wystawiane na aukcji przedmioty, pił szampana i prowadził wiele mniej lub bardziej ciekawych rozmów. Towarzyszyła mu Astoria. Miała na sobie błękitną sukienkę. A może zieloną? Wysilił umysł, ale niestety ten szczegół zdążył mu umknąć. Był tam również Blaise, Pansy i Potterowie... Chyba.
W każdym razie w pewnym momencie dostał telefon. Wyszedł w kierunku toalet, by odebrać. Dzwoniła jego matka. Zdenerwowana mówiła, że ktoś napadł na jej mieszkanie... Kiedy prowadził rozmowę, dostał czymś w głowę, o czym świadczył tępy ból w okolicach potylicy. Ból był na tyle silny, że utrzymywał się do dnia dzisiejszego.
Reszty niestety nie zdążył zakodować.
Obudził się tutaj. Bez różdżki, bez ubrań – został w bieliźnie i podkoszulku. Spętany niewidzialnymi więzami, pojony co jakiś czas wodą. Przemarznięty, brudny, głodny i bezbronny.
A potem przyszli oni.
Pytali. Nieustępliwie zadawali pytania. Ciągłe pytania, na które nie mógł, a nawet nie potrafił odpowiadać. Próbował walczyć, próbował się stawiać, ale przede wszystkim próbował się stąd wydostać. Nic nie działało, kraty były zaczarowane, a drzwi pojawiały się tylko wtedy, gdy ktoś chciał wejść do środka. Wyjścia stamtąd nie było. A potem zaczęły się tortury, kolejne, bardziej wymyślne. A później znowu nic nie pamiętał. Tylko ból. Pulsujący, nieprzerwany, wręcz agoniczny ból.
W myślach pogodził się już z tym, że być może nie uda mu się wrócić do domu. Być może już nigdy nie zobaczy swojej matki, Astorii...
Usłyszał dźwięk. Najpierw jakby cichy, śliski. Jak gdyby pęta rośliny owijały się wokół czegoś kruchego. A później nastąpił wybuch. Coś wpadło do środka. Chyba drzwi z hukiem uderzyły o podłogę. Spiął mięśnie w gotowości na kolejny atak. Spróbował zebrać w sobie resztki sił, aby przybrać jak najlepszą pozycję. Być może gdyby udało mu się podnieść... Może mógłby użyć swoich splątanych nadgarstków i z całej siły uderzyć napastnika...
Oślepił go snop światła, które na powrót rozświetliło piwnicę. Płuca zaczęły rzęzić mu niczym silnik starej lokomotywy, a po ciele przeszły ciarki. Malfoy nie odczuwał strachu, nie. To była kwestia adrenaliny.
Kiedy oko przyzwyczaiło się do ostrej bieli z opóźnieniem zobaczył kontur. Ciemna postać. Była drobna. Kompletne przeciwieństwo tych, które zazwyczaj do niego przychodziły.
Postać zaczęła zbliżać się, stawiając niepewne kroki. Miał nadzieję zostać niedostrzeżonym, ale ona była coraz bliżej. Dosłownie kilka centymetrów dzieliło ją od jego prawej, bosej stopy. W umyśle próbował zdecydować, jakie życzenie mogło być jego ostatnim.
Nie zdążył jednak wykonać jakiegokolwiek ruchu, bo poraziło go piękno konturu, który nabrał ostrości.
Bujne, loki, anielska twarz.
Czy to niebo? - pomyślał.
- Chyba mamy różne definicje nieba, Malfoy.
Czy tylko mu się wydawało, czy Anioł przemówił? A może zwariował...? A może już...
- Zbieraj się! - wysyczał Anioł i wtedy, nagle poczuł oswobodzone nadgarstki i kostki. - Chodź. Podaj mi rękę – nakazał Anioł, ale Draco nie mógł poskładać tego w jedną całość.
- Czy już umarłem? - wychrypiał i skrzywił się na dźwięk swojego głosu.
Coś podciągnęło go do góry, oparł się – chyba na czyimś ramieniu. Nie miał jednak siły stać tyle na nogach.
Czy Anioł nie rozumiał, że był zmęczony? Czy w niebie nie powinien czuć się choć odrobinę mniej senny? A może nie trafił do nieba... Może nie zasłużył na to, mimo wielokrotnych prób odkupienia wszystkich win.
- Malfoy do kurwy nędzy – Anioł klął?! - Zbierz się w sobie i przestań bredzić, bo cię tu zostawię.
A potem nagle przyszła mu dziwna, wręcz nienaturalna myśl do głowy, którą – choć nie był tego pewny – chyba wypowiedział na głos.
- Granger?
*
- Hermiono – rzekł spiętym tonem Harry.Poprawił palcem wskazującym okulary opadające mu na nos i delikatnie odchrząknął.
- Chyba wiesz dlaczego chciałem, żebyśmy się dzisiaj spotkali – oznajmił, wpatrzony w kartki rozłożone na dębowym biurku.
Tak naprawdę miał przed sobą biały, niezapisany nawet jednym słowem papier. Po prostu nie potrafił jej spojrzeć w oczy i powiedzieć na głos słów, które wydawać by się mogły od dłuższego już czasu nieuniknionymi. Dłużej jednak nie mógł z tym zwlekać. Sytuacja była zbyt poważna, żeby dalej przeciągać strunę. Rada coraz bardziej się niecierpliwiła, w dodatku po wydarzeniach z wczoraj... Wszyscy wpadli w furię.
Harry'emu ledwo udało się wprowadzić minimalny ład. W końcu jako szef Aurorów miał realną władzę nad tym całym bałaganem. Ale i to miało swoje granice.
- Harry, posłuchaj – rzuciła hardo, gotowa bronić swoich racji.
Przez chwilę przyglądał się jej twarzy, lekko wybity z pantałyku. Kiedy jego przyjaciółka tak bardzo się zmieniła? Tak bardzo zmężniała? Stała się tak nieustępliwa? Przybrała pozę przyczajonej pantery, w każdym momencie gotowej do ataku..
Wyjęła dłonie z kieszeni bluzy i nachyliła się w stronę biurka, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Potterem. Wyraz twarzy miała zbuntowany, wręcz drapieżny. Nie dawała po sobie poznać, że jest spięta czy zdenerwowana, może bardziej rozdrażniona. Najwyraźniej wcale nie miała ochoty na rozmowę z okularnikiem. Długie, kasztanowe fale odrzuciła na plecy, a jej oczy błysnęły złowieszczo.
W głębi duszy Harry podziwiał ją za odwagę i siłę, jaką się wykazała.
Po chwili jednak westchnął niczym męczennik i gestem dłoni powstrzymał ją przed jakimikolwiek wyjaśnieniami.
- Nie Hermiono, to ty posłuchaj. To, co zrobiłaś przeszło nasze wszelkie oczekiwania – przełknął ślinę, próbując dobrać słowa najlepiej, jak tylko potrafił.
Nie chciał jej urazić. A to, co miał jej do przekazania i tak miało niebawem wywołać burzę. I to tak bardzo go przerażało. Ich przyjaźń i tak ostatnimi czasy wisiała na włosku... A po dzisiejszej rozmowie wiedział dobrze, jak jego przyjaciółka mogła, a nawet miała prawo zareagować.
- Przesadziłaś. Po prostu cholernie przesadziłaś. Ja już nie mam siły na to, żeby dalej cię chronić przed radą i ukrywać to, co wyprawiasz. Naraziłaś nie tylko siebie, ale nas wszystkich! - wzburzenie wzięło nad nim górę.
Zbulwersowany wstał ze swojego miejsca i przeszedł trzy kroki w stronę okna. Dzień dopiero budził się do życia – słońce leniwie przebijało się przez ciemne, ciężkie chmury. Oparł splecione dłonie o tył głowy i odwrócił się w jej stronę.
- Ja wiem, nie jest ci łatwo. Cała ta sytuacja z Ronem. To wszystko jest świeże i ciężkie do przełknięcia, nie tylko dla ciebie. Tym bardziej, że zadecydowałaś się to zatrzymać w sekrecie... Uwierz mi na słowo - wszystko to, co zobaczyłem nie daje mi spać po nocach. Ron to ostatnia, skończona świnia. W dodatku ty tak bardzo dałaś mu wolną rękę... Nie pozwolę ci wykończyć samej siebie. Narażać się na niekonieczne niebezpieczeństwo. Działać do kurwy nędzy na własną rękę, jakbyś uparła się ciągle coś komuś udowadniać.
- Więc co zamierzasz zrobić? - rzuciła z przekąsem, próbując opanować ukłucie w klatce piersiowej.
Harry był jedyną osobą, która wiedziała, co tak naprawdę wydarzyło się między nią a Ronaldem Weasleyem... To Harry ją uratował. W duchu gratulowała sama sobie, że nie skrzywiła się ani odrobinę na wzmiankę o rudowłosym.
- Zwolnisz mnie? - prowokowała, czując nagły przypływ adrenaliny. - Dobrze wiesz, że nawet ty nie jesteś w stanie decydować czy zostanę, czy nie – odchyliła się z powrotem na oparcie i założyła nogę na nogę.
- Masz rację. Nie mogę o tym decydować sam. Mając jednak wsparcie rady. Cóż, doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie cię wykluczyć na co najmniej kilka tygodni – niemalże zniżył głos do szeptu.
Tak bardzo bał się jej reakcji!
- Słucham? - zapytała nijakim tonem.
Wzruszył tylko ramionami i spuścił wzrok. Usiadł z powrotem na swoje miejsce i nerwowym gestem poprawił schludnie ułożony stosik akt. Znów nie odważył się na nią spojrzeć, po prostu nie mógł.
Siedzieli w takiej stagnacji przez dobre dwie minuty – on w oczekiwaniu na atak furii; ona, próbując zdusić w sobie atak furii.
- Beze mnie zginiecie – oznajmiła buńczucznie. - Dobrze wiesz, że tak będzie. Poza tym, do cholery! - przeczesała włosy niechlujnym ruchem ręki. - Ta praca to moje życie. Harry, nie możesz mi tego zrobić... - próbowała zdobyć się na najtańszy sposób na świecie.
Litość.
- Przykro mi, ale to już postanowione. Musisz od tego wszystkiego odpocząć. Hermiono – zawahał się, ale tylko na kilka sekund. - nabierz dystansu, poukładaj to sobie. Nie możesz wiecznie nocować w siedzibie aurorów, nie możesz żywić się ciągle kanapkami... Wróć proszę cię do żywych. Walcz o to, co twoje. Wiesz, że mimo wszystko masz moje pełne wsparcie.
Przegryzła wargę, walcząc ze łzami. Wiedziała, że ostatnimi czasy sprawiała najbliższym dużo przykrości; że była lekkomyślna i mało odpowiedzialna; że nie robiła rzeczy zgodnie z planem. Ale dzięki temu jeszcze jakoś funkcjonowała.
Nie musieć myśleć o tym co będzie, było równie zbawienne jak nie myślenie o przeszłości.
- Niech będzie – wyszeptała ledwie słyszalnie. - Ale to, co się ze mną stanie będzie tylko i wyłącznie twoją winą, Harry – rzuciła, podniosła się i nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z jego strony, wyszła.
Jejuuuu 💙💙 super blog! Pisz dalej, najlepsze o aniołach 😂😂 genialne, będę czytać i komentować 😁
OdpowiedzUsuńDziękuję baaaardzo :3 Już wkrótce rozdział II. Zapraszam! <3
UsuńJuż po prologu czułam nosem, że masz świetne wyczucie stylu. I rozdział mnie w tym tylko upewnił, jednak do pełni szczęścia brakuje mi tu tylko bety! Piszesz bardzo przyjemnie i co najważniejsze - mimo wielu tajemnic, widać, że masz bardzo ciekawy pomysł na tę historię. Dlatego polecam Ci znalezienie jakiejś porządnej osoby do sprawdzania rozdziałów i będzie tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, dodaję do rekomendacji, co by mieć Twoją historię pod ręka i żeby inni też się dowiedzieli o tej, pełnej potencjału historii :)
Zapraszam również na drugi rozdział "Hello"!
www.magic-archway.blogspot.com
Witaj! Właśnie z tą betą mam trochę problem... Szukam i szukam, ale póki co jeszcze nie udało mi się żadnej znaleźć.
UsuńW każdym razie dziękuję za przemiłe słowa, które tylko motywują i motywują :D!
W wolnej chwili również wezmę się za zakładkę z polecanymi, dodam Cię na pewno :). Wkrótce zajrzę i do Ciebie.
Pozdrawiam :)
Zapraszam na nowy rozdział opowiadania "Hello"! :)
OdpowiedzUsuńwww.magic-archway.blogspot.com